Województwo zachodniopomorskie Województwo pomorskie warminsko-mazurskie Województwo podlaskie Województwo lubuskie Województwo wielkopolskie kujawsko-pomorskie Województwo mazowieckie Województwo lodzkie Województwo lubelskie Województwo dolnośląskie Województwo opolskie Województwo świętokrzyskie Województwo śląskie Województwo małopolskie Województwo podkarpackie

(wersja archiwalna)

English 
baner

  Znajdź KSOW na:

      

Lista produktów tradycyjnych

Lista produktów tradycyjnych województwa zachodniopomorskiego:

Ogórek kołobrzeski

Stare fotografie oraz pisane źródła historyczne informują o wykorzystywaniu źródeł solankowych począwszy od VII-VIII wieku. Źródła te wypływały po obu brzegach Parsęty. Otoczenie prawobrzeżnych źródeł nazywano w czasach słowiańskich Solną Górą (później z niemiecka Syllenberg), lewobrzeżne zaś, znajdujące się na wyspie Solnej – Salzberg. Przez całe średniowiecze obydwa źródła eksploatowane były równolegle. Przeszłość kołobrzeskiej solanki ma nadzwyczaj bogatą kartę. Znane od najdawniejszych czasów i od dawna użytkowane przez człowieka słone źródła, dające pierwotnie poszukiwaną krystaliczną sól, później zaś leczące różne ludzkie dolegliwości, rozsławiły Kołobrzeg. O wspaniałych ogórkach małosolnych i kiszonych przygotowywanych na solance kołobrzeskiej mówiło się od zawsze. Z relacji Polaków, którzy podczas II wojny pracowali jako przymusowi robotnicy Rzeszy na ziemiach zachodnich oraz osadników, którzy zasiedlali ziemię kołobrzeską, wiadomo, że solanka od dawnych czasów była wykorzystywana do kiszenia ogórków. Świadczą o tym fotografie byłych mieszkańców tych ziem, znalezione na poddaszu domu, którego historia sięga lat sprzed I wojny światowej. Osadnicy tych ziem od pierwszych lat powojennych, czyli od 1945 roku, zaczęli wykorzystywać „dobra natury” do celów spożywczych, m.in. znaną już „słoną wodę”. W gospodarstwach domowych stosowano ją przy przygotowaniu przetworów na zimę, w tym również do kiszenia ogórków. Receptury przekazywane były z pokolenia na pokolenie jako żywe słowo. Miało to zachować oryginalność produktu. Ogórek kołobrzeski przygotowywany jest następująco: na 100-litrową beczkę ogórków potrzeba 30-35 dag czosnku, 30-40 dag korzenia chrzanu (do ogórków małosolnych wystarczy użyć liści chrzanowych), 30-35 dag łodyg kopru (z kwiatostanem). Ogórki układa się warstwami, przekładając pozostałymi dodatkami, takimi jak chrzan, czosnek i koper. Zawartość beczki zalewa się solanką. Do kiszenia ogórków w słojach typu „Twist”, należy dobrać te same składniki, lecz w innych proporcjach. Ogórki układa się wtedy w słojach ciemną stroną ku dołowi raczej ściśle, dodając 1-2 ząbki czosnku, pasek korzenia chrzanu, kawałek łodygi kopru, a następnie wszystko zalewa się solanką, zamyka słoiki i odstawia produkt do fermentacji.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 24 maja 2006 roku.

 

Miód Drahimski

Pszczelarstwo było przez stulecia jednym z tradycyjnych zajęć miejscowej ludności. W starostwie drahimskim i okolicy, jak podają źródła bartników było jedenastu, każdy z nich na rzecz Drahimia dawał pół kłody miodu na rok. Ponad dziewięćset pszczelich rodzin zbierało nektar z Puszczy Drawskiej. Dziś teren ten leży w obrębie Drawskiego Parku Krajobrazowego, obfituje w bogactwo wszelkiej roślinności i niezliczoną ilość pożytków pszczelich. Znajdują się tutaj ogromne wrzosowiska, piękne aleje starych lip, akacjowe zagajniki i barwiące krajobraz na żółto i czerwono uprawy rzepaku i gryki. Blisko dwustu pszczelarzy pozyskuje miód, zachowując tradycje tego ginącego już zawodu. Dzięki tradycji właśnie oraz niezwykłej czystości środowiska i wyjątkowej trosce o rodziny pszczele, miód ten jest najwyższej jakości. Marka miodów Drahimskich daje mu gwarancję i metrykę pochodzenia. Miód Drahimski jest złotem tego regionu, a pracowite pszczoły symbolem jego gospodarnych mieszkańców. Wiosną i jesienią wyruszają wycieczki na edukacyjny szlak „Wypraw po złote runo”. Zielone szkoły zjeżdżają tu właśnie, by uczyć młodzież z dużych aglomeracji szacunku dla darów natury. Do pracy nad przedsięwzięciem udało się włączyć nie tylko pszczelarzy, lokalnych liderów, organizacje pozarządowe, ale i specjalistów marketingu i kreowania marek, nauczycieli i szkoły. Miody drahimskie można kupić w najlepszych handlowych galeriach Szczecina. Drahim zaistniał w świadomości publicznej. Jego tajemnicza nazwa i historia wzbudza zainteresowanie regionem. Każdy słoik drahimskiego miodu inspiruje do odkrywania tożsamości miejsca. A przy tym jak smakuje!

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 1 czerwca 2006 roku.

 

Wino ze śliwek

Chociaż wyrób wina był znany ludzkości od dawna, jak podaje Jan Cieślak w swojej książce Domowy wyrób win owocowych – miodów pitnych – wódek – likierów – cocktaili, wydanej w 1967 roku (strona 50), dopiero w XVIII i XIX wieku zdołano wyświetlić istotę procesu jego powstawania, zwanego „fermentacją alkoholową”; jest on podstawą wyrobu napojów alkoholowych, a więc wina, piwa i spirytusu. Autor wyliczając na stronie 38 wspomnianej książki owoce nadające się do wyrobu wina, wymienia również śliwki. Jednak zaznacza, że: Wyrób wina śliwkowego jest uciążliwy, gdyż moszcz ze śliwek wyciska się bardzo źle (…). Na stronie 161 podkreśla natomiast, że: Najlepiej udają się ze śliwek ciężkie i mocne wina deserowe. Tradycja wyrobu wina ze śliwek w niektórych domach obecnego województwa zachodniopomorskiego związana jest z zapiskami ręcznymi pochodzącymi z 1946 roku. Podstawowy przepis na wino zapisany został przez w dniu 29 listopada 1946 roku na odwrocie rodzinnego zdjęcia. Napis wykonany jest pismem odręcznym, w języku ukraińskim. W luźnym tłumaczeniu na język polski napis brzmi: Dla pamięci mojego brata Trefona wino naszego taty, to: śliwki, cukier, woda. Dziewcząt tu jest tak dużo, że można wybierać. Odręczny zapis powyższego przepisu na wino ze śliwek uzmysławia uważnemu czytelnikowi, jak ważne i silne są tradycje rodzinne – również te kulinarne. Jednak, żeby tradycje te przetrwały w polskich rodzinach, muszą być zapisywane i pieczołowicie pielęgnowane, o czym świadczy początek zdania Dla pamięci….

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 31 października 2006 roku.

 

Nalewka ze śliwek z Dębiny

Jan Cieślik w książce Domowy wyrób win owocowych – miodów pitnych – wódek – likierów – coctaili wydanej w 1967 roku na stronie 233 podaje: (…) wyrabiając zaś domowe wódki, nalewki lub likiery można nie tylko wybrać najbardziej ładne, aromatyczne i świeże owoce, ale także sporządzić napój, który pod względem intensywności zapachu i smaku, stopnia słodyczy i kwasowości oraz innych cech charakterystycznych będzie osobiście odpowiadał. Ten sam autor na stronie 356 powyższej książki rozróżnia, w zależności od sposobu wyrobu 3 typy wódek śliwkowych, a mianowicie: 1. Śliwowicę (…) 2. Śliwówkę (…) 3. Nalewkę śliwkową o różnym stopniu słodyczy, uzyskaną przez macerację śliwek spirytusem i dodanie do otrzymanego nalewu spirytusu, cukru, wody i innych składników aromatycznych. Dalej Cieślik pisze, że przed wojną najlepiej znana była śliwowica. Natomiast Śliwówki i nalewki śliwkowe były mało produkowane i mało znane w szerokich kołach konsumentów. Jednak już na następnej stronie – 357, można przeczytać: (…) znaczenie korzystnej i z mniejszym wkładem pracy można w domu sporządzić nalewkę śliwkową, która odpowiednio sporządzona może jakościowo dorównać wódce otrzymanej z soku. Właściwy przepis na Nalewkę ze śliwek z Dębiny został przywieziony w rejony obecnego Województwa Zachodniopomorskiego przez jednego z mieszkańców Polski, który podczas I wojny światowej walczył jako ochotnik na froncie francusko-niemieckim. Przez kilkadziesiąt lat przepis na nalewkę był przekazywany w formie ustnej – jako rodzinna tradycja. Dopiero krótko po II wojnie światowej został utrwalony, w formie odręcznych zapisków w książce-atlasie dr. Zygmunta Łempickiego Świat i Życie – Zarys Encyklopedyczny Współczesnej Wiedzy i Kultury, Wydawnictwo Książnica-Atlas S.A., Zjednoczone Zakłady Kartograficzne i Wydawnicze T.N.S.W., Lwów 1939. Na odwrocie tablicy szóstej powyższej książki można zapoznać się z dokładnym przepisem na nalewkę z dzikich śliwek: Nalewka (…) z Dębiny: 1 funt dzikich śliwek 2 kwatery wody 1 funty cukru 1 kwatera wódki kwaterka spirytusu” Kosztuj na Wielkanoc Jak wynika z owych zapisków, jest to nalewka, którą należy przygotować i kosztować na jedno z najpiękniejszych świąt obchodzonych w Polsce – Wielkanoc. Sam autor przepisu, podaje również sugestię, że nalewka nie jest alkoholem, który pije się w większych ilościach, lecz powinno się ją jedynie kosztować.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 31 października 2006 roku.

 

Kapusta kiszona z beczki

Warunki klimatyczno-glebowe (wpływ klimatu morskiego) w województwie zachodniopomorskim sprzyjają uprawie warzyw polowych, a szczególnie kapusty i marchwi. Z upraw gruntowych duże znaczenie miały i mieć będą: kapusta do kiszenia oraz odmiany do długiego przechowywania, a także ogórki i buraki ćwikłowe itp. W powiecie kołobrzeskim kapusta uprawiana jest w większości gospodarstw rolnych, szczególnie we wsiach: Drzonowo, Kinowo, Korzystno, Siemyśl. Obecność dużych aglomeracji miejskich - Berlin, Szczecin, Koszalin - stwarza dla producentów warzyw duże możliwości zbytu. Także przed rokiem 1945 rejon ten stanowił ważne zaplecze warzywne dla Berlina. Również duże znaczenie ma znajdująca się na terenie wybrzeża rozbudowana baza gastronomiczno‑wypoczynkowa, która zaopatrywana jest m.in. w warzywa od lokalnych producentów. Kapusta zawsze była i jest najbardziej popularnym warzywem uprawianym i spożywanym na wsi. Opisując życie codzienne wsi pomorskiej, Lucyna Turek-Kwiatkowska (Kultura na Pomorzu w XIX wieku, Koszalin 2000, s. 36, 45) pisze: Z warzyw jedzono przede wszystkim kapustę, uprawiano ją w każdym wiejskim ogrodzie (…) Każdy gospodarz miał Kohlgarten i duże beczki do kwaszenia kapusty w piwnicy. Kapusta była gotowana w niedzielę na cały tydzień, codziennie odgrzewano ją na obiad. Kapustę spożywano w postaci surowej, ale przede wszystkim przetwarzano poprzez kwaszenie, co pozwalało poczynić zapasy na dłuższy okres czasu. Konserwowanie kapusty przez kiszenie jest bardzo starym sposobem. Dawniej kiszono całe głowy kapusty. O tym sposobie przygotowywania zapasów na zimę wspomina Elżbieta Kowecka w rozdziale Kuchnia na s. 141 w swojej książce W salonie i w kuchni – opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w. (PWN 1984): Kapustę kiszono przede wszystkim w całych głowach, a nie szatkowano. Szczególnie ceniono głąby kapuściane z tak ukiszonych główek. Zasady kiszenia kapusty w beczkach od lat się nie zmieniły. Proces przygotowywania kapusty kiszonej w beczkach opisuje Kazimiera Pyszkowska w Gospodarstwie domowym (Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Wydanie V, Warszawa 1974) na s. 95-97, zwracając szczególną uwagę na przygotowanie beczek tak, aby uzyskać wysokowartościowy produkt spożywczy. Opisuje, że po sprawdzeniu szczelności beczki przeznaczonej na kapustę (…) niezwykle ważną czynnością jest wymycie beczki gorącą wodą z dodatkiem sody, dokładne kilkakrotne wypłukanie i należyte wyparzenie beczki, aby do kwaszonki nie przedostały się zarodniki pleśni. Zaleca stary zwyczaj wyparzania beczki poprzez wkładanie rozgrzanych kamieni na podkładkę i polanie ich wodą, przy jednoczesnym szczelnym zakryciu otworu. Jeżeli podczas lata beczka w wilgotnej piwnicy pokryła się pleśnią, dodatkowym zabiegiem powinno być siarkowanie. Czystość beczki jest ważnym czynnikiem wpływającym na jakość gotowej kapusty, jej trwałość i smak. Ta sama autorka na s. 96 opisuje sposób na wybielenie i usunięcie goryczki z kapusty przeznaczonej do kiszenia poprzez układanie głów kapusty (…) w pryzmę w pomieszczeniu ciemnym i przewiewnym, aby nie doprowadzić do tzw. zagrzania niekorzystnie wpływającego na późniejszy proces fermentacyjny przy kiszeniu. Przeznaczoną do kiszenia kapustę szatkuje się i miesza z solą oraz przyprawami, nakładając warstwami do beczki, na dnie której układa się całe liście kapusty. Poszczególne warstwy nakładanej kapusty ubija się szczelnie, ale delikatnie, by nie dopuścić do ich zmiażdżenia. Pomiędzy warstwy ubijanej kapusty można wkładać w całości jabłka, które muszą być zdrowe i niepoobijane. K. Pyszkowska zwraca uwagę, by (…) napełniając beczkę poszatkowaną kapustą (…) pozostawić od góry 8-10 cm wolnej przestrzeni, następnie przykryć wierzch kilkoma liśćmi kapusty, a potem denkiem, które należy obciążyć kamieniem. Po ok. 3‑5 dniach zaczyna się proces fermentacji, w wyniku którego na powierzchni pojawia się spieniony sok, który trzeba zbierać. W czasie fermentacji powstają również gazy, do których usunięcia stosowano zaostrzony drążek przekłuwając nim warstwy kapusty. Kapusta w beczce powinna być zawsze przykryta sokiem, aby nie doszło do jej gnicia czy pleśnienia. Przy zbyt małej ilości wydzielanego soku podczas kiszenia stosuje się dodawanie solanki. Według Kazimiery Pyszkowskiej należy (…) uzupełnić solanką z przegotowanej wody z dodatkiem soli w ilości 10-20 g soli na 1 litr wody (s. 97). Po okresie fermentacji tj. po ok. 5 dniach beczki przenosi się w chłodne miejsce, gdzie proces fermentacji będzie odbywał się powoli, a kiszonka będzie nabierała charakterystycznego smaku i zapachu. Kazimiera Pyszkowska w Poradniku domowym na s. 97 zwraca uwagę na zachowanie szczególnej czystości, aby zapobiec pleśnieniu: (…) w miarę ubywania kapusty wewnętrzne brzegi beczki należy chronić przed pleśnieniem, obmywając je czystą ściereczką zamoczoną w osolonej wodzie (…), a także by (…) do nabierania kapusty (…) przeznaczyć jedną drewnianą łyżkę i nie używać jej do innych celów. Z kapusty kwaszonej przyrządzano wiele potraw takich jak: surówki, kapuśniak, bigos czy kapusta zasmażana. W zależności od tego, do czego miała być zastosowana, kiszono ją z różnymi dodatkami. Według Aliny Gniewkowskiej (Skarbczyk kulinarny potraw mięsnych, jarskich, ciast, marynat oraz ważnych sekretów gospodarskich, Wydanie III, Warszawa 1927, s. 374) do kapusty przeznaczonej do gotowania oprócz soli dodaje się nasiona kopru lub kminku i liście bobkowe. Do kapusty przeznaczonej na surówki stosuje się dodatek marchwi, jabłek, cebuli, liście zielonego kopru, pieprz pachnący i gorzki oraz liście bobkowe. Ta sama autorka podaje przepis na kapustę sałatkową parzoną. Oprócz walorów kulinarnych i smakowych kapusta zawsze ceniona była w kuchni i medycynie za zawartość witamin i składników mineralnych.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 2 kwietnia 2008 roku.

 

Jeziorowy ogórek kiszony

Rejonowa Spółdzielnia Ogrodniczo‑Pszczelarska powstała w latach 60. nad Jeziorem Młyńskim. W przetwórni tej produkowano różnego rodzaju przetwory owocowo‑warzywne, a w szczególności ogórki kiszone w świerkowych beczkach. Oddział spółdzielni w Kaliszu Pomorskim nigdy nie prowadził produkcji ogórków kiszonych dla potrzeb handlu detalicznego (ogórki w słoikach). Według informatorów ich produkt – zawsze w beczkach o pojemności 100 l – odbierało przede wszystkim wojsko polskie, wojsko radzieckie licznie stacjonujące na Pomorzu oraz zakłady karne. Niewielka część produkcji przeznaczona była czasami na eksport do Niemiec. Kalisz Pomorski już od 3 lat w lipcu organizuje „Święto Ogórka”, które nazywane jest „Jarmarkiem nad Jeziorem Ogórkowym”. W ten sposób nawiązuje do czasów, w których przetwórnia ta funkcjonowała. Dokumentem potwierdzającym kiszenie ogórków w beczkach jest m.in. wywiad etnograficzny dokumentujący tradycję produktu: jeziorowy ogórek kiszony, w którym możemy przeczytać, iż: Wszyscy informatorzy uważają, że zwyczaj przechowywania beczek z zakiszonymi ogórkami w jeziorze (w naturalnym zbiorniku wodnym) przyszedł do zakładu w Kaliszu Pomorskim z siedziby Spółdzielni w Szczecinku. Tam zapoczątkowali go pracownicy z Podlasia: „zwyczaj z Białej Podlaskiej, tak się mówi, w tej spółdzielni w Szczecinku byli pracownicy z tamtych okolic” (…). Informator na potwierdzenie tej opinii mówi także: „U nas na wiosce nie było dużej wody, ale na Bugu tak robili, słyszałem o tym”. Pozostali informatorzy stwierdzają, że ze sposobem przechowywania ogórków w zatopionych w wodzie beczkach spotkali się dopiero w pracy w Kaliszu Pomorskim. Nie znali tego zwyczaju ze stron rodzinnych (…), ani nie był on znany rodzinom już w trakcie mieszkania na Pomorzu. Jeżeli chodzi o zamknięcie przetwórni, nie ma konkretnej daty tego zdarzenia, ale za termin ten można przyjąć przekazanie terenów spółdzielni Urzędowi Miejskiemu. Według informatorów oddział spółdzielni w Kaliszu Pomorskim został zlikwidowany w maju 1984 roku. Do dziś na dnie Jeziora Ogórkowego znajdują się beczki z ogórkami, które od czasu do czasu wypływają na powierzchnię, przypominając o historii miasta.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 7 maja 2008 roku.

 

Chleb razowy koprzywieński

W tradycji polskiej i słowiańskiej chleb był symbolem pożywienia, a także dostatku i pomyślności. Nie zawsze i nie dla wszystkich był pożywieniem podstawowym i codziennym, w biedniejszych częściach kraju pojawiał się jedynie w święta. Dawniej proces przygotowywania pieczywa był procesem niezwykłym, obwarowanym licznymi przepisami, naszpikowanym zaklęciami magicznymi i przesądami. „Piec powinien mieć odpowiednią temperaturę, tę mierzono wkładając rękę do pieca „na trzy zdrowaśki”, lub rzucano garstkę otrąb, które powinny palić się ognikami. Chleba nie można było wypiekać ani w niedzielę ani w inne święta… ani w dzień zaduszny. Dzieżki, w których wyrabiano ciasto nie można było odwracać do góry dnem, nie można też było jej pożyczać. W czasie pieczenia nie można było trzaskać drzwiami. Chleb należało kłaść na spód. Przed ukrojeniem chleba należało nożem uczynić znak krzyża świętego. Każda gospodyni w pieczenie chleba wkładała cząstkę swego serca, dlatego w czasie pieczenia nie można było się kłócić” (Wywiad etnograficzny dotyczący produktu lokalnego; Muzeum Regionalne w Szczecinku). Wielu pisarzy i poetów w swojej twórczości podkreśla rangę chleba i znaczenie, jakie sobą reprezentuje. Odwołanie do obrzędów, poszanowania i patriotycznego znaczenia chleba znajdujemy w twórczości Ludwika Kondratowicza, C.K. Norwida, J.A. Morsztyna, W. Potockiego, a także Cz. Miłosza. Tradycja wypieku chleba razowego koprzywieńskiego wywodzi się z okresu powojennego. Na tereny Koprzywna zostały osiedlone rodziny pochodzące ze wschodnich terenów Polski. Gospodynie wymieniały się doświadczeniami wyniesionymi z domów rodzinnych i wspólnie zajmowały się wypiekiem chleba, który stanowił podstawowe pożywienie dla wielu rodzin. Od wielu lat (ok. 50) chleb wypiekany jest w oparciu o tę samą recepturę, w piecach chlebowych z 1909 i 1926 roku z użyciem sprzętów (dzieży i kolibek). „Zasadnicze znaczenie w procesie przygotowywania ciasta miała (oczywiście poza umiejętnościami gospodyni) dzieża, wykonana z klepek spojonych obręczą, szersza nieco u dołu niż u góry, czasem na nóżkach… Podobno najlepsze wyrabiano z dębowego drzewa, a jeżeli było o nie trudno, dawano chociaż dwie klepki dębowe. Na pozostałe nadawało się każde drzewo, byle suche i nieżywiczne” (J. Piątkowska, Obyczaje ludu ziemi sieradzkiej, „Lud”, t. 4, 1898). Obecnie w Koprzywnie chleb wypieka się starając przestrzegać zasad wpojonych przez starsze pokolenia (mamy, babcie), stosując surowce pochodzące z rodzimych gospodarstw. Do opalania piecy chlebowych wykorzystuje się drewno mieszane, iglasto-liściaste. Dla uzyskania wyraźnego aromatu dokłada się drewno jabłoni lub wiśni, lub gałązki buku, by uzyskać odpowiedni kolor wypieku. Zmieniając proporcje drewna świerkowego i sosnowego uzyskuje się jaśniejszy lub ciemniejszy kolor wypieku. O szacunku i wyjątkowym sentymencie związanym z wypiekiem chleba razowego koprzywieńskiego może świadczyć fakt, iż chlebem tym od lat witano szczególnych i ważnych gości, wręczano go parom młodym, starostom i gościom w trakcie uroczystości dożynkowych. Chleb razowy koprzywieński cieszy się uznaniem zarówno turystów jak i mieszkańców okolicznych miejscowości. Trzy rodziny wypiekają chleb w sposób tradycyjny do dzisiaj, według receptury pochodzącej z przekazu rodzinnego, ustnego (Sprawozdanie z badań terenowych przeprowadzonych w sprawie produktu tradycyjnego, Muzeum w Koszalinie).

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 1 lipca 2008 roku.

 

Miód pitny trójniak

Tradycja produkowania i spożywania miodu pitnego przez Słowian jest dużo dłuższa niż historia polskiej państwowości. Dowodzą tego pierwsze, zachowane zapiski, sporządzone w roku 966 przez hiszpańskiego kupca Ibrahima Ibn Jakuba, dotyczące miodu pitnego jako powszechnie używanego napoju w księstwie Polan. O miodzie możemy przeczytać w „Chronica Polonorum” słynnego dziejopisarza – Anonima, zwanego Gallem, goszczącego na dworze Bolesława Krzywoustego: „…kraj, gdzie powietrze zdrowe, rola żyzna, las miodopłynny…”, jak również u biografa św. Ottona, który w XII wieku o Lechitach pomorskich pisał, że „nie dbali o wino, mając w piwie i miodzie tak wyborne napoje”. Za czasów panowania Piastów miód pitny stał się towarem eksportowym i środkiem płatniczym. Kary wymierzone przez sąd opłacano miodem, a ten najlepszy przechowywany był w królewskim skarbcu. We Lwowie i Gdańsku w wieku XIV istniały już pierwsze miodosytnie. Jedne z pierwszych przepisów na miód pitny zapisane zostały przez Marcina Kromera (1543), Szymona Syreńskiego (1611), czy Jana Hermana z Neydenburka (1673). O miodach pitnych pisało wielu autorów, w tym nasz największy poeta doby renesansu Jan Kochanowski: „Do pszczół” Powiedzcie, piękne pszczoły, wszak wam na tym mało, Co was tu mimo uleł do izby przygnało? „Odpowiedź” Dla pijanic zle się z tym odkryć leda komu, Tobie w ucho powiemy: „Czujem tu miód w domu.” Jan Chryzostom Pasek w „Pamiętnikach” o miodzie pitnym zaś pisał jako o środku leczniczym. Opisując kampanię duńską wspomina, iż przemarznięty polecił „spory garniec miodu wstawić, nasypałem gwoździków, imbiru, tom tak pił”. Poeta doby romantyzmu, młody Adam Mickiewicz wyraził się w 1820 roku w „Pieśni Filaretów”: „Po co tu obce mowy, Polski pijemy miód; Lepszy śpiew narodowy I lepszy bratni ród.” Największym piewcą polskiej tradycji picia miodu stał się Henryk Sienkiewicz. Pisząc trylogię w usta jednej z najbarwniejszych postaci i największego bodaj smakosza miodu w historii literatury polskiej, pana Onufrego Zagłoby, włożył wiele przezabawnych słów wynoszących ów trunek pod niebiosa. Ratując Rzędziana, sługę przyjaciela swego Skrzetuskiego, Zagłoba tak mówił: „Dalibóg, jeśli mu ten miód nie pomoże to chyba zełgał, że szlachcic. Tak mrucząc Pan Zagłoba wsparł głowę Rzędziana na swych kolanach, poczym mu z wolna sączyć trójniak do ust zsiniałych zaczął.” Jak wszyscy wiemy kuracja skutek pozytywny odniosła. Tradycja produkcji miodów pitnych przetrwała do dzisiaj mimo wielu przeszkód. Tradycyjne pozostało też nazewnictwo; podział na „czwórniaki”, „trójniaki”, „dwójniaki”, „półtoraki”. W przypadku „trójniaków”, miodów pijanych w Polsce, wg źródeł, stosunek wody do miodu ma się jak dwa do jednego. Tradycyjnego staropolskiego charakteru, produkowany współcześnie „trójniak”, nabiera jednak dopiero w przypadku przestrzegania ustalonych przez wieki reguł. Po zakończonej fermentacji trunek poddany musi zostać rocznemu leżakowaniu i dojrzewaniu w dębowych beczkach i określonych warunkach. Obecnie produkcja miodów podlega określonym przepisom prawnym. Pierwszy z nich to ustawa z 1948 roku o produkcji win, moszczów winnych i miodów pitnych oraz o obrocie tymi produktami, a ostatni, obowiązujący teraz to rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 9 grudnia 2004 roku w sprawie szczególnych rodzajów fermentowanych napojów winiarskich oraz szczegółowych wymagań organoleptycznych, fizycznych i chemicznych dla tych napojów (Dz. U. 2004, Nr 272, poz. 2696).

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 29 sierpnia 2008 roku.

 

Pasztecik szczeciński

Historia pasztecika szczecińskiego sięga końca lat 60-tych XX wieku. Ówczesna Szczecińska Spółdzielnia Społem otrzymała w 1969 roku z radzieckiego demobilu maszynę służącą do wyrabiania „pierożków”. W radzieckich jednostkach wojskowych służyła w razie nagłej potrzeby do wyżywienia żołnierzy. Fabryczna nazwa maszyny to „Automat do prigotowlienia pierożkow”. Aby produktowi nadać polską nazwę, pracownicy WSS Społem w Szczecinie wymyślili nazwę „pasztecik”, która lepiej przystawała do charakteru wyrobu z ciasta drożdżowego nadziewanego zmielonym farszem mięsnym. Receptura pasztecika szczecińskiego oparta jest tylko na naturalnych składnikach i naturalnych metodach dojrzewania ciasta drożdżowego. W tradycyjnie produkowanych pasztecikach nie występują żadne zamienniki surowców naturalnych. Tajemnica receptury kryje się w odpowiednich proporcjach i odpowiednim sposobie ich mieszania, które kultywowane są od samego początku powstania pierwszego pasztecika na początku lat siedemdziesiątych. Należy przy tym podkreślić, że prawdziwy pasztecik to taki pasztecik, który produkowany jest z naturalnych składników i podawany jest prosto z maszyny do ich wypieku. Oryginalny pasztecik nie może być mrożony i powtórnie odgrzewany. Najbardziej popularnym nadzieniem pasztecików było i jest nadzienie mięsne. Jednak lata 80-te XX wieku przyniosły niestety problemy z zaopatrzeniem w podstawowe surowce. „(…) W latach 80. nie było mięsa na farsz. Robiło się więc go z tego, co można było kupić. Były paszteciki z masą jajeczną i rybną, z twarożkiem w dwóch wersjach: na słodko i słono. Wraz z upadkiem PRL i nastaniem gospodarki rynkowej na stałe wrócił farsz mięsny” (Adam Zadworny, „Z Archiwum Sz. Śladem szczecińskich historii niezwykłych XX wieku”, Gazeta Wyborcza). Pasztecik szczeciński cieszył się wielkim powodzeniem wśród turystów. „(…) Szczególne zainteresowanie wykazywali turyści z NRD, którzy zachwycali się tym produktem i wywozili go za Odrę” (Adam Zadworny, „Z Archiwum Sz. Śladem szczecińskich historii niezwykłych XX wieku”, Gazeta Wyborcza). Obecnie ciepłe paszteciki z drożdżowego ciasta z nadzieniem mięsnym nadal są ulubioną potrawą szczecinian.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 13 grudnia 2010 roku.

 

Paprykarz szczeciński

Receptura paprykarza szczecińskiego powstała w 1965 roku podczas dalekomorskich połowów. Początkowo jego głównym składnikiem było mięso z różnych gatunków afrykańskich ryb, pulpa pomidorowa sprowadzana z Bułgarii, Węgier i Rumunii, ostra afrykańska papryczka – pima, warzywa i przyprawy. „Kiedyś nasi technolodzy ze statków – chłodni spróbowali w którymś z afrykańskich portów lokalnego przysmaku czop-czop. Była w tym ryba, ryż i bardzo ostra przyprawa – pima” (Wspomnienia Bogusława Borysewicza, założyciela Zakładu PPDiU Gryf). Z czasem do paprykarza zaczęto dodawać ścinki powstałe przy krojeniu zamrożonych bloków rybnych (powstawały z nich kwadratowe, panierowane kostki). Według normy ZN-67/ZGR-09815 obowiązującej od 1 lutego 1967 r. paprykarz szczeciński to rozdrobniona masa powstała przez wymieszanie mięsa ryb z ryżem, koncentratem pomidorowym, olejem, cebulą, przyprawiona pieprzem nigeryjskim. Paprykarz zyskał niezwykłą popularność w kraju, a także za granicą. Eksportowany był aż do 32 krajów, m.in. do ZSRR, Danii, USA, Japonii, Jordanii, Liberii, Węgier, Wybrzeża Kości Słoniowej i Togo. Pod koniec lat 60-tych polskie rybołówstwo zaczęło tracić łowiska u wybrzeży Afryki Zachodniej. Po zakończeniu eksploatacji wód afrykańskich, do paprykarza trafiał atlantycki mintaj i miruna. W miarę narastającego kryzysu gospodarczego i dostępności danego surowca zmieniał się skład paprykarza. Obecnie produkowany jest z wysokogatunkowych ryb morskich. Paprykarz szczeciński zdobywa wiele nagród, m.in.: I miejsce w konkursie „Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów”, a także III miejsce w wakacyjnym konkursie kulinarnym „Zachodniopomorskie Je Je Je!”.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 13 grudnia 2010 roku.

 

Grzyby marynowane z szyszką

Tradycja przyrządzania grzybów marynowanych z szyszką na terenie Pomorza Zachodniego rozpoczęła się w roku 1955. Grzyby były ważnym urozmaiceniem jadłospisu tamtejszych mieszkańców. Aby wzbogacić i nadać potrawom bardziej łagodny i odmienny smak od ostrych smaków octowych, dodawano do zalewy miodu, a także zielone szyszki sosnowe. Przepis na grzyby marynowane z szyszką przekazywany był przez gospodynie swoim córkom, a także sąsiadom i przyrządzano go według następującej receptury: „Podstawowymi produktami są grzyby – tu preferowane są te o spodach kapeluszy „sitkowych” a więc: borowiki, podgrzybki, maślaki, kozaki. Grzyby się oczywiście czyści, myje i dogotowuje i płucze w zimnej wodzie. Następnie wkłada się je do słoika ok. ½ l bacząc, aby były dość luźno ułożone. Dodaje się do słoika słupek marchwi, ¼ cebuli, trochę gorczycy. Następnie przygotowuje się zalewę (ocet, cukier, woda, miód, szyszka sosnowa – musi być jeszcze zielona, sól). Tak przygotowaną zalewą, koniecznie zimną, zalewamy grzyby w słoiku i wstawiamy do garnka z wodą i gotujemy słoiki. Po tym wszystkim, aby grzyby nabrały odpowiedniego smaku muszą odstać w słoikach około 3 miesięcy” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami gminy Połczyn Zdrój). Tak przygotowane grzyby podnoszą wykwintność i oryginalność dań z dziczyzny, wieprzowiny, wołowiny, a nawet drobiu. Produkt podawany jest na stół z okazji różnych uroczystości rodzinnych i świąt. Niepowtarzalny smak grzybów doceniło jury np. „IX Euroregionalnych Spotkań Łowieckich Darz Bór” oraz konkursu kulinarnego „Kuchnia tradycyjna LGD – Powiatu Świdwińskiego”, w którym grzyby marynowane z szyszką zdobyły pierwsze miejsce.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 8 czerwca 2011 roku.

 

Konfitura szczecińska z owoców róży

„Róża jest jednym z najpospolitszych krzewów w naszej florze. Często owocodajne róże są uprawiane w ogrodach i parkach w postaci żywopłotów oraz w uprawie polowej w systemie ekologicznym” (Wiesław Grochowski, „Jadalne owoce leśne”, 1983 r). Według opracowania „Występowanie róży pomarszczonej Rosa rugosa Thunb. na Pomorzu Zachodnim przed 1981 rokiem” z dnia 14 maja 2007 r. dr Sylwii Jurzyk, Adiunkta Katedry Dendrologii i Kształtowania Terenów Zieleni, Akademii Rolniczej w Szczecinie: „Róża pomarszczona Rosa rugosa jest to gatunek sprowadzony na tereny Pomorza Zachodniego prawdopodobnie na przełomie XIX i XX wieku. Na obszarze Europy najczęściej rozprzestrzenienie róży pomarszczonej związane jest z bliskością morza. Obecnie najczęściej spotykana jest na wybrzeżu i pojezierzu Bałtyckim (…)”. Tak duże uprawy róży na Pomorzu Zachodnim przyczyniły się do powstania pięciu wytwórni konfitur. Róża pomarszczona wykorzystywana była nie tylko w przygotowywaniu przetworów, ale także do celów kosmetycznych. „(…) Mówi ono, że Rosa rugosa występowała w Klęskowie, Podjuchach, Strudze, Widoku, Zdrojach, Żydowicach, pomiędzy Kijewem i Dąbiem gatunek ten uprawiało się na powierzchni kilkudziesięciu hektarów dla celów perfumeryjnych” (prof. Floriana Celińskiego, „Rośliny naczyniowe Puszczy Bukowej pod Szczecinem”, 1964 r.). Jedną z pierwszych wzmianek o tradycji wytwarzania na terenach Województwa Zachodniopomorskiego konfitur z owoców róży znaleźć można w książce pt. „Stettiner Kochbuch” z 1845 roku (pol. „Szczecińska Książka Kucharska”) autorstwa Marie Rosnack: „Przygotować duże owoce dzikiej róży wraz z gałązkami, rozciąć u góry i tak ostrożnie, jak to tylko możliwe, wyjąć pestki. Owoce włożyć do dużego słoja. Owoce zwarzyć i proporcjonalnie do ich wagi wziąć tyle samo cukru, wsypać do brytfanki, zalać niewielką ilością wody i gotować przez jakiś czas. Następnie wsypać owoce dzikiej róży, wlać trochę dobrego octu winnego lub kwasku cytrynowego i gotować tak długo, aż zmiękną”. Współcześnie, choć na zmniejszonym obszarze, róża pomarszczona dalej uprawiana jest w okolicach Szczecina. Głównie wykorzystywana jest do przygotowywania przetworów. Ten znany od wielu już lat produkt doceniło także jury konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo. Smaki Regionów” przyznając Perłę 2008 za Przetwory z Róży Fałdzistolistnej, między innymi za konfiturę z owoców róży.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 28 lipca 2011 roku.

 

Pierniki szczecińskie

Tradycję wypiekania pierników na terenie województwa zachodniopomorskiego datuje się już od roku 1845. W książce pt. „Stettiner Kochbuch” (pol. „Szczecińska Książka Kucharska”) autorstwa Marie Rosnack można zapoznać się z tajnikami wypiekania pierników: „Funt dobrego syropu cukrowego, funt drobnej mąki, ½ łuta oczyszczonego potażu, ½ łuta smalcu wieprzowego, cynamon, skórka cytryny, goździki, kwiaty cynamonu i nieco pieprzu do smaku, jednak tych dwóch ostatnich przypraw raczej w niedużej ilości, gdyż w przeciwnym wypadku pierniki będą zbyt ostre (…)”. W archiwalnych egzemplarzach tygodnika „Stettin. Nachrichtenblatt des Stettiner Verkehrvereins” (pol. „Szczecin. Wiadomości Szczecińskiego Związku Komunikacji”) z 1938 r. znajduje się informacja o zapoczątkowanej przez ówczesne władze Szczecina nowej tradycji przystrajania choinek kolorowymi piernikowymi w różnych kształtach. Od tamtej pory udekorowane drzewka były głównym elementem bożonarodzeniowym na Pomorzu. Ponadto piernikowe przysmaki można było kupić we wszystkich piekarniach i cukierniach Szczecina. Współcześnie do przygotowania pierników szczecińskich stosuje się: mąkę pszenną lub żytnią, migdały, miód, cukier brązowy, cynamon, goździki, kardamon, imbir, gałkę muszkatołową, skórkę cytrynową. Ten słodko-korzenny produkt wypiekany jest w charakterystycznych kształtach związanych najczęściej z tematyką morską: statków, marynarzy, mew, ryb, kotwic, żaglówek, latarń itd. Pierniki wykończone są polewą cukrową lub kuwerturą czekoladową. Tak przygotowane podawane są na stoły podczas różnych świąt, jarmarków czy konkursów. Produkt został doceniony podczas konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo” w 2007 roku zajmując I miejsce w kategorii „Produkty i przetwory pochodzenia roślinnego”.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 28 lipca 2011 roku.

 

Kiszka szwedzka

Historia małej miejscowości Szwecja, wsi leżącej 11 km od Wałcza, nierozerwalnie związana jest z Pomorzem. Została założona 10 kwietnia 1590 r. z inicjatywy wałeckiego starosty hrabiego Hieronima Gostowskiego oraz radnych Gregor’a oraz Johannes’a Horn. Specyfika rolnictwa związana była z występującymi na tych terenach glebami, klimatem, warunkami geograficznymi, formami gospodarki oraz wytwarzanymi pod ich wpływem tradycjami kulinarnymi. Miejscowość Szwecja słynęła z uprawy ziemniaków, które z uwagi na funkcjonowanie gorzelni wykorzystywano do produkcji spirytusu, choć obecne były również w codziennych potrawach. Popularną potrawą przygotowywaną na bazie ziemniaków była kiszka szedzka, której nazwa pochodzi właśnie od miejscowości. „Była bieda, większość miała to co w gospodarstwie: ziemniaki, kasze, świniaki. Robiło się kiełbasy, kaszanki i te kiszkę też ze swoich świniaków i każdy miał ziemniaki” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Szwecji). Sposób przygotowania kiszki opisuje w wywiadzie etnograficznym jedna z mieszkanek Szwecji: „5 kg ziemniaków surowych, 1 kg ziemniaków gotowanych, 1 kg boczku surowego, 0,5 kg boczku wędzonego, 1 kg cebuli i ½ szklanki kaszy manny. Surowe ziemniaki należy zetrzeć na tarce na małych oczkach. Następnie zetrzeć ziemniaki gotowane, w proporcji ok. 30% w stosunku do ilości ziemniaków surowych. Boczek surowy, wędzony i ewentualnie podgardle pokroić w kostkę i podsmażyć. Cebulę pokrojoną w kostkę również należy podsmażyć. Wymieszać składniki, dodać surowe jajko i przyprawy: sól, pieprz i majeranek. Dla lepszej kleistości potrawy można dodać garść kaszy jęczmiennej lub manny. Napełnić jelita farszem. Zaparzać ok. 10 min., w płaskim garnku z lekko gotującą się wodą”. Kiszkę szwedzką można spożywać na gorąco bądź na zimno.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 6 marca 2012 roku.

 

Miody przelewickie

Tradycja wytwarzania miodów przelewickich sięga II połowy lat 40-tych XX wieku, a w latach 60/70-tych zaczęło działać koło pszczelarskie: „(…) Według wspomnień inf. (…) już we wczesnych latach 60. XX w. na terenie pow. pyrzyckiego istniało koło pszczelarskie, a około 1974 roku zawiązało się w samych Przelewicach” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Przelewic). Z produkcji miodu słynęły wsie gminy Przelewice: Lucin, Bylice, Rosiny, Przelewice, Jesionowo, Myśliborki, Przywodzie, Ślazowo, Kluki, Kłodzino, Żuków, Gardziec, Topolinek, Kosin, Płońsko. Dawniej wytworzony miód i inne produkty pszczelarskie, pszczelarze na podstawie umów kontraktacyjnych dostarczali m.in. do Rejonowej Spółdzielni Ogrodniczo-Pszczelarskiej w Stargardzie i Punktu Skupu w Lipianach. Skupowanie miodu przez Rejonową Spółdzielnię Ogrodniczo-Pszczelarską odbywało się jeszcze na początku lat 90-tych XX wieku. Obecnie w Przelewickim Kole Pszczelarskim wytwarzaniem miodów przelewickich i utrzymaniem 995 pni pszczelich zajmuje się 25 członków koła. Pod nazwą miody przelewickie wytwarzanych jest kilka odmian miodów, np.: wielokwiatowy, lipowy, nektarowo-spadziowy, rzepakowy, gryczany, wrzosowy, faceliowy, bławatkowy oraz z nawłoci. Pożytek wykorzystywany do produkcji miodów przelewickich pochodzi głównie z wolnego od zanieczyszczeń terenu Ogrodu Dendrologicznego w Przelewicach oraz pól, łąk i lasów gminy Przelewice. W pasiekach stacjonarnych (typu warszawskiego, poszerzonego) pozyskuje się miody: wielokwiatowy, lipowy, nektarowo-spadziowy. Natomiast w pasiece wędrownej (typu wielkopolskiego wielokorpusowego) pozyskuje się miody: rzepakowy, gryczany, wrzosowy, faceliowy i z nawłoci. Ule wielokorpusowe wielkopolskie rozstawia się na polach, przy aktualnie kwitnących roślinach. Smak miodów przelewickich doceniło w 2011 roku jury wojewódzkiego konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo. Smaki Regionów”, przyznając I nagrodę w kategorii miody.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 6 marca 2012 roku.

 

Chleb wiejski wojenny

Przeniesione na teren województwa zachodniopomorskiego, po II wojnie światowej, z różnych regionów kraju tradycje wypieku chleba, ich kontynuacja na terenie Pomorza i akceptacja wśród społeczności lokalnej są jednym z cennych czynników budujących więź międzygrupową. Ponadto, miało to wpływ na powstanie własnych, charakterystycznych dla regionu zwyczajów i tradycji. Receptura wypieku chleba wiejskiego wojennego powstała podczas II wojny światowej i ponownie odrodziła się w trakcie stanu wojennego. „Już przed stanem wojennym w 1981 roku znowu nie było chleba, zaczęłam piec wymuszona sytuacją, bo nie miałam z kim zostawić dzieci, aby stać w kolejkach – a było troje małych. Wtedy ze dwa razy upiekłam chleb na drożdżach. Mama mi powiedziała, jak zrobić żytni na zakwasie i poradziła „jakby to żyta do tego dosypać” i tak zostało. Na początku żyto mieliłam, ale krótko, wróciłam do ziaren i tak zostało” (Wywiad etnograficzny). Pierwszym etapem wykonania produktu jest przygotowanie zakwasu z mąki żytniej i wody w glinianym naczyniu. Drugą czynnością jest odpowiednie ugotowanie ziaren żyta. Dodanie gotowanych ziaren żyta do chleba powoduje, że jest on wilgotny i elastyczny oraz zachowuje świeżość około tygodnia. Następnie łączy się składniki takie jak: zaczyn, gotowane ziarno żyta, mąkę żytnią, sól i miesza ręcznie. Po wyrobieniu ciasta pozostawia się je do wyrośnięcia. W zależności od temperatury otoczenia oraz jakości mąki, ciasto rośnie minimum 1 godzinę. Wyrośnięte ciasto chlebowe wkładane jest do podłużnych, blaszanych form chlebowych i umieszczane w piecu. Samo pieczenie trwa około godziny w temperaturze około 200oC. Ten wyśmienity produkt w roku 2009 doceniło jury konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo. Smaki Regionów” przyznając II miejsce w kategorii „Produkty i przetwory pochodzenia roślinnego”.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 27 lipca 2012 roku.

 

Miody wałeckie

Początki pszczelarstwa i wytwarzania miodu wałeckiego na Ziemi Wałeckiej sięgają czasów przedwojennych. „W wielu miejscowościach stały poniemieckie ule z pszczołami, pozostawione przez dotychczasowych właścicieli. Niektóre roje uciekły do lasów, niektóre udało się odzyskać, część przepadła lub zdziczała” (B. Stankiewicz, W. Pawłowski, „Pszczelarstwo na Ziemi Wałeckiej”, Wałcz-Inowrocław 2008). W 1950 roku działające wówczas Koło Pszczelarzy w Wałczu przekształciło się w Powiatowy Związek Pszczelarzy, który objął swym zasięgiem teren całego powiatu wałeckiego. Najbardziej korzystny okres dla pszczelarzy i wytwarzania miodu wałeckiego nastąpił w II połowie lat 60-tych i I połowie lat 70-tych. „(…) Dlatego był to bardziej korzystny okres dla pszczelarzy, ponieważ nie było żadnych problemów ze zbytem produktów pszczelich, szczególnie miodu i wosku… I jeżeli dodać do tego, w miarę ustabilizowane ceny miodu i ustabilizowane w miarę przyzwoite ceny sprzętu i cukru, to mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że był to okres sprzyjający rozwojowi wałeckiego pszczelarstwa i nie tylko” („Przemówienie okolicznościowe na 50-tą rocznicę Koła Pszczelarzy w Wałczu na 23.11.1997 r.”, Wałcz 23.11.1997 r.). W 1973 roku na terenie powiatu naliczono 262 pasieki, w których było ok. 4510 pni, do PZP należało 155 pszczelarzy mających 3132 ule. Metoda produkcji miodów wałeckich nie zmieniła się na przestrzeni lat. Pszczoły po sprawdzeniu ich zdrowotności przewożone są wraz z ulami na odpowiednie pożytki. Pod koniec okresu zbioru, ramki z już dojrzałym miodem przewożone są do pasieki. Następnie miód jest odwirowywany i odcedzany. Walory smakowe i zdrowotne miodu wałeckiego doceniło w 2011 roku jury konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo. Smaki Regionów”, przyznając wyróżnienie w kategorii Produkty i przetwory pochodzenia zwierzęcego, podkategoria Miody.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 22 lutego 2013 roku.

 

Akacjowy miód cedyński

Cedyński Park Krajobrazowy i jego otulina położony jest w województwie zachodniopomorskim i wchodzi w skład Zespołu Parków Krajobrazowych Doliny Dolnej Odry. Charakteryzuje się licznie występującym drzewostanem akacji: „Cedyński Park Krajobrazowy najbardziej w całym regionie zachodniopomorskim zasługuje na miano „krainy akacji”. Zarośla tego gatunku, porastające pozostałości osad ludzkich, porzucone żwirownie, zniszczone winnice i murawowe zbocza, na których zarzucono wypas, są świadectwem trudnej historii tego terenu” (J. i P. Pawlaczykowie, „Zbiorowiska leśne i związane z lasem w Cedyńskim Parku Krajobrazowym – charakterystyka zbiorowisk, fragment operatu ochrony ekosystemów leśnych CPK”, 1999). Tak powszechnie występujące na tym terenie skupiska akacji, stanowią doskonały pożytek dla pszczół i dały początek tradycji wytwarzania na tych terenach akacjowego miodu cedyńskiego. Ule przewożone są do Parku i pozostają tam aż do końca okresu zbioru. Po tym okresie ramki z dojrzałym miodem są odbierane i tradycyjną metodą miód jest odwirowywany. „Wykręcony miód musi być dojrzały, czyli jeżeli 2/3 plastrów jest zasklepionych, to znaczy, że jest woda odparowana w takiej ilości, że miód nie sfermentuje” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Moryń). Następnie miód czyszczony jest z ewentualnych zanieczyszczeń i pakowany w odpowiednie pojemniki. Od kilku lat akacjowy miód cedyński prezentowany jest podczas różnego rodzaju festynów, dożynek, gdzie cieszy się dużą popularnością.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 22 lutego 2013 roku.

 

Sielawa wędzona z Pojezierza Drawskiego

Wśród różnorodności i charakterystycznych gatunków ryb występujących w jeziorach Pojezierza Drawskiego obok szczupaków, węgorzy, leszczy, od dawna wymieniana jest także sielawa. Tuż po wojnie kiedy ww. teren był zasiedlany przez ludność napływową, sielawę nazywano małą sieją, od niemieckiej nazwy „kleine Maräne”. W tamtym okresie na tych terenach przebywali jeszcze niemieccy rybacy, którzy wiedzę o przygotowaniu sielawy do spożycia przekazali napływowej ludności: „Sielawa w taki sposób przyrządzana znana była dawnym, jeszcze przedwojennym mieszkańcom Pojezierza Drawskiego. Wiedzę o tym przekazali oni w ciągu pierwszych lat powojennych polskim rybakom jeziorowym, z którymi jakiś czas razem pracowali. Od nich z kolei zainteresowani mieszkańcy regionu”. (Wywiad przeprowadzony z mieszkańcami Pojezierza Drawskiego). Do lat 90-tych, sielawa występowała w jeziorach drawskich w znacznych ilościach, będąc doskonałym surowcem wędzarniczym. W latach 70-tych ówcześni naukowcy pisali wręcz o występowaniu jezior sielawowych. Z dawnego województwa koszalińskiego, powiatu Drawsko i Szczecinek, jako jeziora sielawowe wymieniono m.in.: Siecino, Drawsko, Kaleńsko. Aktualnie, według opinii miejscowych rybaków z Pojezierza Drawskiego, sielawy jest coraz mniej i występuje od połowy maja do końca września. Wciąż jednak najwięcej występuje jej i odławia się w jeziorach: Pile, Drawsko, Siecino, Komorze i Lubie. Nieprzerwanie, od prawie siedemdziesięciu lat ludność Pojezierza Drawskiego wykorzystuje ten smaczny, naturalnie występujący surowiec, poddając sielawę wędzeniu według tradycyjnej receptury. Długi zwyczaj przyrządzania sielawy (ponad 50 letni) potwierdza w przeprowadzonym wywiadzie etnograficznym mieszkaniec Pojezierza Drawskiego: „(…) „Sielawa musi być dokładnie czyszczona, wypatroszona i myta. Następnie zalewa się rybę roztworem soli. Przy czym mniejszą sielawę pozostawia się w roztworze na 30 minut, a większą na 1 godzinę. Następnie rybę wyjmuje się z solanki i nanizuje na nierdzewne pręty metalowe z niewielkim między nimi odstępem i ustawia na stojak na około 30 minut, aby ściekła z ryby woda. Przez około 15 minut wędzi się ryby w temperaturze ok. 70OC, potem w temperaturze ok. 50OC”.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 2 lipca 2013 roku.

 

Konfitura szczecińska z zielonych pomidorów

Pomidory przez długi okres czasu były uważane przez Europejczyków za warzywo trujące, dlatego jego uprawa oraz spożycie było niewielkie. „(…) na początku XIX w. ilość warzyw w jedzeniu mieszkańców miast nie była imponująca (…). W latach trzydziestych pojawiły się na rynku pomidory, ale nie zostały w pełni zaakceptowane (…)” (L. Turek-Kwiatkowska, „Kultura na Pomorzu w XIX wieku”, Koszalin 2000). Dopiero wiek XIX i XX wprowadził pewne zmiany w podejściu do spożycia tego warzywa. Pomidor zaczął być wykorzystywany do przygotowywania różnych potraw w kuchni zachodniopomorskiej. Wówczas wielkim specjałem, jaki spożywano, były m.in. zielone pomidory w postaci konfitury, jako dodatek do mięs podawanej podczas różnych uroczystości. „Na pół dojrzałe i jeszcze zielone pomidory pokroić na plasterki, polać octem i odstawić na noc. Pół funta pomidorów zalać syropem z ¾ funta cukru rozpuszczonego w wodzie z częścią octu pomidorowego (…) i zagotowanego z odrobiną cynamonu, imbiru, skórki z cytryny oraz kilkoma goździkami. Kolejnego dnia ponownie zagotować syrop i gotować w nim pomidory przynajmniej przez ¼ godziny. Następnie wyjąć je, sam syrop gotować jeszcze dłużej, wylać na pomidory, wymieszać. Po przestudzeniu dodać trochę koniaku lub araku, przelać do słoika i zakręcić” („Stettiner Geschenk – Kochbuch für junge Ehe” – tł. pol. – „Szczeciński prezent – książka dla młodych małżeństw”, Szczecin ok. 1930). Obecnie zielone pomidory do przygotowania konfitury zazwyczaj pochodzą z niedużych rodzinnych upraw z terenu zachodniopomorskiego. Sama konfitura zaś przygotowywana jest na bazie receptury sprzed 100 laty, jednakże nieco zmodyfikowana i dostosowana do obecnych gustów mieszkańców ziem zachodniopomorskich. „Umyte zielone pomidory umyć i pokroić w ósemki. Wybrać gniazda nasienne. Ósemki pomidorów sparzyć wrzącą wodą i odsączyć. Skropić spirytusem, pozostawić na noc. Na drugi dzień z cukru i wody ugotować gęsty syrop. Do wrzącego syropu włożyć pomidory, gotować 5 minut. Odstawić na noc. Na trzeci dzień gotować pomidory w syropie, do momentu aż pomidory staną się szkliste, a syrop gęsty. Pod koniec gotowania dodać sok i skórkę z cytryny” (Wywiad przeprowadzony z mieszkańcami Województwa Zachodniopomorskiego). Tak przygotowana konfitura jest nie tylko aromatycznym dodatkiem do różnego rodzaju mięs, szczególnie wołowiny, ale także do ciast i deserów, jako oryginalny i zarazem naturalny dodatek dekoracyjny.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 29 lipca 2013 roku.

 

Miody z Lasu Świętej Marii

Historia wytwarzania miodów z Lasu Świętej Marii ma ponad 700-letnią tradycję, która jest ściśle związana z działalnością zakonu cystersów z Bierzwnika. Sama nazwa produktu wywodzi się bezpośrednio z j. łacińskiego – Silve Sancte Marie, w tłumaczeniu na j. polski znaczy – Las Świętej Marii. Nazwa ta, oraz później zamiennie stosowana Marienwalde (Las Świętej Marii, Las Maryi), obejmowała całość obszaru zajmowanego przez opactwo cysterskie. „Nazwa, jaką cystersi nadali swemu klasztorowi – Marienwalde – łączyła w sobie cechy właścicieli, tj. zakonników, których patronką była święta Maria, z drugiej strony, szczególne cechy okolicy, gdzie występowały liczne lasy. (…) Po raz pierwszy dokumenty odnotowały nazwę Marienwalde w 1293 roku” (G. J. Brzustowicz, „Klasztory cysterskie w Bierzwniku, Pełczycach i Reczu”, Choszczno 1995). Z chwilą faktycznego przybycia na te tereny cystersów, rozpoczęli oni samodzielną gospodarkę, m.in. hodowlę pszczół, tak by zgodnie z regułą zakonu utrzymać się z własnej pracy. Pszczelarstwem, jako jedną ze znaczących gałęzi gospodarki, zajmowali się nie tylko cystersi, ale także okoliczna ludność, która była zobowiązana dostarczać miód klasztorowi w postaci daniny. W XVI w., w wyniku sekularyzacji i kasacji opactwa bierzwnickiego powstał nowy twór administracyjny – urząd i domena, która w swojej nazwie dalej zawierała człon – Marienwalde (Las Świętej Marii, Las Maryi). Zmiany administracyjne nie wpłynęły na hodowlę pszczół, a przez kolejne trzy wieki okoliczna ludność dalej zajmowała się wytwarzaniem miodu. Ponadto burzliwe losy II wojny światowej i związane z nią migracje ludności również nie miały znaczącego wpływu na zaprzestanie ponad 700-letniej tradycji wytwarzania miodu w tym regionie. Później wytwarzaniem tego produktu zaczęli zajmować się indywidualni mieszkańcy, by z czasem zrzeszać się w kołach pszczelarskich. Obecnie na terenie gminy działa Koło Pszczelarzy w Bierzwniku, które zrzesza pszczelarzy pochodzących z miejscowości: Bierzwnik, Pławno i Płoszkowo. W ciągu prawie 70-ciu lat (licząc od roku 1945) surowce wykorzystywane do wytwarzania produktu pod nazwą miody z Lasu Świętej Marii pochodzą z terenów gminy Bierzwnik. Od lat nie zmieniła się również metoda produkcji miodu. Przed wyjazdem na pożytki należy ocenić zdrowotność pszczół. Transport pszczół odbywa się przeważnie nocą. W trakcie zbierania nektaru przez pszczoły należy im dostarczać wody zdatnej do picia. Pod koniec występowania pożytku odbiera się ramki z miodem. Kolejną czynnością jest odsklepianie ramek. Odwirowanie miodu ma miejsce w pracowni pszczelarskiej. W trakcie miodobrania optymalna temperatura pomieszczenia powinna wynosić 25°-30°C. Miód konfekcjonuje się w pojemnikach szklanych lub kamionkowych, o wielkości zazwyczaj do 1,4 kg. Konfekcjonowanie odbywa się bezpośrednio z odstojników.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 29 lipca 2013 roku.

 

Chleb gwdowski

Tradycja wypiekania chleba gwdowskiego w województwie zachodniopomorskim sięga roku 1945. Wówczas to, do miejscowości Żółtnica w powiecie szczecineckim, z Ostrowa Świętokrzyskiego przyjechała rodzina, w której kobiety samodzielnie wypiekały chleb pszenno-żytni i żytni. Rodzina ta, recepturę pochodzącą z czasów I Wojny Światowej, przekazywała kolejnym mieszkańcom. „Chleb piekła babcia, a potem mama. (…) Sztukę pieczenia chleba matka przekazywała córce, a ta z kolei swojej córce” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Gwdy Wielkiej). Od 1954 r. chleb gwdowski wypiekany jest przez mieszkańców według niezmiennej receptury. Aby otrzymać produkt końcowy – chleb, trzeba najpierw poświęcić kilka dni na przygotowanie samych składników do jego wypieku. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku zakwas i ciasto wyrabiane były w drewnianej niecce lub dzieży, a chleb pieczony był w piecach chlebowych wybudowanych w latach 30-tych XX wieku, które opalane były drewnem. Na sam wypiek chleba gospodynie przeznaczały prawie jeden cały dzień. Ponadto z wypiekaniem chleba gwdowskiego wiąże się wiele ludowych obyczajów i zwyczajów, a niektóre z nich przetrwały do dnia dzisiejszego. „Do pieca chleb wkładała gospodyni. (…) Przed burzą chleb zarabiano później, ponieważ w czasie burzy szybciej rósł. (…) W czasie wykonywania prac w pomieszczeniu nie powinien przebywać nikt obcy. (…) Tradycją jest kreślenie znaku krzyża przed ukrojeniem pierwszej kromki dziękując Bogu za ten dar” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Gwdy Wielkiej). Obecnie pierwszą czynnością jest przygotowanie zakwasu, którego ukwaszenie trwa minimum 3 dni. Pierwszego dnia należy mąkę żytnią wymieszać w ciepłej wodzie i odstawić w ciepłe miejsce. Na drugi dzień dodać jedną część mąki i jedną część ciepłej wody. Na trzeci dzień powtórzyć czynność z dnia drugiego. Kolejną czynnością jest odpowiednie przygotowanie nasion siemienia lnianego i dodanie odpowiedniej ilości wody do mąki pszenno-żytniej lub tylko żytniej. Powstałą masę wyrabia się do czasu, aż na powierzchni ciasta powstaną pęcherze powietrza. Gotowe ciasto nakłada się do foremek i w tym czasie nagrzewa się piec do temperatury 200oC. Foremki z ciastem chlebowym wkłada się do nagrzanego piekarnika i piecze. Po upieczeniu gotowy chleb glazuruje się jeszcze mąką wymieszaną z wodą i układa na liściach chrzanu lub kapusty. Jak zapewniają wytwórcy zapach i smak chleba gwdowskiego niezmiennie kojarzy się z dzieciństwem i bezpieczeństwem domowego ogniska. Chleb ten najlepiej smakuje ze smalcem, cebulą i ogórkiem małosolnym, lub masłem i mlekiem. Dzięki zawartości siemienia lnianego utrzymuje świeżość do 7 dni. W roku 2012 produkt ten zdobył I nagrodę podczas XII edycji ogólnopolskiego konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów”, w kategorii produktów pochodzenia roślinnego.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 5 września 2013 roku.

 

Miody Puszczy Barlinieckiej

Miody Puszczy Barlineckiej wytwarzane są przez pszczelarzy z Barlinka i jego okolic już od kilkudziesięciu lat. Nektar i pyłek do ich wytwarzania pozyskiwany jest ze znajdującego się w gminie Barlinek obszaru o dużej czystości środowiska przyrodniczego – Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego. Przybyli repatrianci do Barlinka, przywieźli ze sobą rodziny pszczele. Następnie pod koniec lat 40-tych XX wieku zawiązuje się w Barlinku sekcja pszczelarska, która w 1952 r. przekształca się w koło pszczelarskie. Koło pszczelarskie umacnia swoją pozycję dopiero w II połowie lat 50-tych: „W roku 1956 koło liczy 22 członków, którzy posiadają 320 pni” (Kronika Koła Pszczelarzy w Barlinku). Z przeprowadzonej w dniu 10 grudnia 1966 roku ankiety, w której uczestniczyło 37 pszczelarzy posiadających 985 pni, wywnioskowano, że w roku 1966 z 1 pnia zebrano średnio 21,1 kg miodu. W latach 80-tych XX wieku liczba pasiek i pni w kole barlineckim utrzymywała się na mniej więcej stałym poziomie: „31 grudnia 1982 (…) Na terenie koła mamy 103 pasieki, a w nich 2930 pni. Koło liczy 102 członków, w tym 1 członka honorowego. (…) Odstawiliśmy do uspołecznionych punktów skupu 21,982 kg miodu. Daje to średnią 7,6 kg z pnia. (…) 9 grudnia 84 (…) Jest nas 126 i posiadamy 3394 pnie. Średnio z pnia osiągnęliśmy 8 kg miodu” (Kronika Koła Pszczelarzy w Barlinku). Obecnie barlineckie koło pszczelarzy liczy 42 członków, którzy posiadają 1670 rodzin pszczelich. Jak zaznaczają pszczelarze, obecnie „średnio od jednej pszczelej rodziny uzyskuje się 18-19 kg miodu” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z pszczelarzami z Barlinka). Najczęściej wytwarzane są miody: wielokwiatowe, rzepakowe, akacjowe, lipowe, klonowe, faceliowe i leśne. Cały proces wytwarzania miodów nie jest łatwy. Pierwsze przygotowania rozpoczynają się w miesiącach marzec-kwiecień, w zależności od pogody i kwitnienia roślin. Przed wyjazdem na pożytek należy właściwie przygotować pszczoły i zaopatrzyć ule w odpowiednią ilość ramek. Transport uli odbywa się po oblocie pszczół wieczorem lub wczesnym rankiem – około godz. 5.00 rano. Pszczoły oblatują pożytki w okresie kwitnienia roślin, a więc przez okres kilku miesięcy. W tym czasie należy odpowiednio zajmować się pszczołami i ulami. Po zebraniu przez pszczoły nektaru i dojrzeniu miodu odbywa się transport ramek z miodem do pracowni, gdzie odsklepia się je za pomocą odsklepiacza. Później następuje wirowanie miodu, proces krystalizacji i kremowania, czyli zaszczepienia patoki odrobiną miodu skrystalizowanego, krupca. Miody Puszczy Barlineckiej były wielokrotnie wyróżniane i nagradzane, m.in. jury konkursu „Numer 1 w Liderze” przyznało I miejsce w kategorii „Produkty regionalne pochodzenia zwierzęcego” miodom wielokwiatowym kremowanym w Pełczycach, 15 sierpnia 2010 r.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 5 września 2013 roku.

 

Sieja miedwieńska (sieja miedwiańska)

Od kilku stuleci, niedaleko Stargardu szczecińskiego, w wodach jeziora Miedwie występuje cenna ryba, zwana od nazwy jeziora – sieją miedwieńską. Ta forma gatunku silnie związana jest z okresem polodowcowym, przez co jej wymagania środowiskowe są wyraźnie ukierunkowane. Sieja miedwieńska, zwana niekiedy miedwiańską, wywodzi się z rodziny łososiowatych, podrodziny głąbielowatych. Wymaga wód głębokich, chłodnych, czystych oraz dobrze natlenionych. Te warunki stwarza polodowcowe jezioro Miedwie. Po raz pierwszy jako osobna forma ryba ta została opisana przez Blocha w 1779 r. Pierwsze zapiski historyczne dotyczące poławiania ryb, w tym także siei miedwieńskiej, pochodzą już z roku 1283 i wiążą się z działalnością rybacką cystersów, którzy w roku 1173 założyli w Kołbaczu klasztor. Jezioro Miedwie było akwenem wodnym „na tyle cennym, że kołbaccy cystersi w 1249 r. oddali w lenno gród Dąbie tylko po to, by książę szczeciński Barnim I udzielił im prawa połowu „dużymi i małymi” sieciami właśnie w jeziorze Miedwie. (…) Jednak nie tylko zasobność w ryby decydowała o tym, że rybostan Miedwia był oceniany jako wyjątkowy. Miedwie bowiem w swoich wodach ukrywa prawdziwy skarb. Tym skarbem była ryba – sieja miedwieńska” („Jezioro Miedwie i Nizina Pyrzycka”, red. naukowa prof. dr hab. Ryszard Krzysztof Borówka). Gospodarka rybacka i znaczenie ekonomiczne tego gatunku ryb, podobnie przedstawiały się także w następnych latach. Wielokrotnie w literaturze podkreślana jest bardzo jej wysoka wartość, zarówno odżywcza jak i monetarna: „Według danych historycznych największe sieje z tego zbiornika miały 130 cm długości oraz 10 kg wagi. Wyróżniały się do tego stopnia, że duże osobniki zaraz po złowieniu wysyłano bezpośrednio na dwory królewskie Paryża czy Wiednia. Historyczne zapiski datowane na 1691 r. mówią, że roczny przychód z połowu siei w Miedwiu wynosił 222 talary” („Jezioro Miedwie i Nizina Pyrzycka”, red. naukowa prof. dr hab. Ryszard Krzysztof Borówka). W latach 70-tych XX wieku, w wyniku znacznego zanieczyszczenia wód jeziora, drastycznie spadła populacja autochtonicznej formy siei. Dopiero w latach 90-tych zanotowano odbudowę jej populacji. Odbyła się ona najprawdopodobniej dzięki wcześniejszej poprawie jakości wód oraz sprzyjającemu, mroźnemu klimatowi w okresie zimowym. W celu ochrony formy autochtonicznej, w 2008 roku w Dzwonowie, została wybudowała wylęgarnia ryb, w której uzyskiwany jest materiał zarybieniowy oryginalnej, autochtonicznej siei. Z tej smacznej ryby, podobnie jak to miało już miejsce na przestrzeni wielu lat, wytwarza się gotowe do spożycia produkty, np. Złota sieja wędzona „Miedwianka” zdobywa uznanie licznych jej smakoszy, a w roku 2010 podczas konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów” zdobyła I miejsce w kategorii „Produkty i przetwory pochodzenia zwierzęcego”. W następnym roku produkt ten otrzymał „Perłę 2011”.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 5 września 2013 roku.

 

Miody Pojezierza Choszczeńskiego

Miody Pojezierza Choszczeńskiego wytwarzane są przez pszczelarzy na terenie powiatu choszczeńskiego, w północno-zachodniej Polsce. Teren ten jest bardzo zróżnicowany pod względem form ukształtowania terenu. Pola przeplatają lasy sosnowe, bagienne i olszowe, łąki oraz nieużytki, a także jeziora i rzeki. Krajobraz pól jest niesamowicie urozmaicony, ze względu na rzeźbę terenu, jak i występowanie licznych zarośli śródpolnych z bogatą szatą roślinną. Również łąki i trzcinowiska wokół jezior i rzek są bardzo bogate florystycznie. Na części terenu powiatu choszczeńskiego utworzony został obszar Natura 2000. Tereny te częściowo znajdują się także na terenie Obszaru Chronionego Krajobrazu Choszczno-Drawno oraz Drawieńskiego Parku Narodowego. Te wspaniałe tereny i różnorodna roślinność na nich występująca stanowi olbrzymią bazę pożytkową dla wszystkich rodzin pszczelich tu bytujących oraz stwarza niesamowity potencjał dla pszczelarzy tu pracujących. Tradycja wytwarzania miodów na ziemi choszczeńskiej sięga już czasów średniowiecza. Wiele wzmianek znajdujących się w literaturze wskazuje, że ludność tych terenów już w XIII-XVI w. zajmowała się różnymi dziedzinami rolnictwa, w tym hodowlą pszczół zwaną wówczas bartnictwem. „Lasy dostarczały rycerzom cenionego w przeszłości artykułu spożywczego, jakim był miód. Był on zbierany w dziuplach wysokich drzew. W 1470 roku danina w miodzie zbierana w Lesie Pluskocińskim i na polach Tarnowa została przez Henryka von Parechela przekazana cystersom z Bierzwnika i miastu Choszcznu. W 1486 roku dzierżawę w miodzie z Korytowa otrzymywali von der Goltzowie. Barcie z miodem w Korytowie, należące do Goltzów, wspomniano także w 1503 roku. W 1499 roku von Bojtynowie z Granowa posiadali dzierżawę w miodzie z Krzęcina i Blockshagen oraz 1,5 beczki miodu z wioski Granowo. W 1538 roku dzierżawę w miodzie z lasów nad Drawą wzmiankowano jako należącą do Wedlów” (G. J. Brzustowicz, „Rycerstwo Ziemi Choszczeńskiej XIII-XVI wieku”). W 1945 roku na ziemie te zaczęła napływać ludność polska, głównie repatrianci z Kresów Wschodnich i przyjezdni z tzw. Centralnej Polski, a wśród nich pszczelarze. Przywozili oni najczęściej po kilka uli z pszczołami oraz najniezbędniejszy sprzęt pszczelarski. „Według mojej pamięci pierwszy Polski Związek Pszczelarski na terenie tutejszego powiatu powstał na przełomie lat 1946/47, nad którego opiekę z ramienia Biura Rolnego – Starostwa Powiatowego mnie powierzono. Byłem wówczas instruktorem tej instytucji opiekującym się sprawami ogrodnictwa i pszczelarstwa” (Kronika Koła Polskiego Związku Pszczelarskiego w Choszcznie 1957-1984). Obecnie Miody Pojezierza Choszczeńskiego wytwarzane są przez pszczelarzy z gmin: Choszczno, Krzęcin, Drawno oraz Pełczyce. Gospodarstwa pasieczne, pasieki przydomowe oraz pasieki wędrowne posiadają 1650 rodzin pszczelich. Wytwarzane są różne gatunki miodów, w tym m.in. akacjowy, gryczany, lipowy, rzepakowy, wrzosowy, wielokwiatowy, wielokwiatowy z rozchodnikiem, spadziowy, nektarowo-spadziowy, faceliowy, nawłociowy, chabrowy. Od wielu lat miody Pojezierza Choszczeńskiego zdobywają słowa uznania zarówno smakoszy miodów, jak i jury konkursów, w których biorą udział. W roku 2011 Miody Pojezierza Choszczeńskiego zostały wyróżnione w konkursie „Nasze Kulinarne Dziedzictwo. Smaki Regionów”.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 30 października 2013 roku.

 

Ziemniak wyszoborski

Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej istniała w Wyszeborzu (d. nazwa Wyszobórz) Stacja Hodowli Ziemniaka (Kartoffelversuchstation in Wisbuhr-1918). W stacji była prowadzona hodowla ziemniaków na bardzo wysokim poziomie. W roku 1945 cała hodowla, w tym rozpoczęta hodowla wielu odmian ziemniaków, m.in. wyszoborskiego, została przekazana w ręce polskich hodowców. Nad całością prac hodowlanych czuwali dwaj polscy naukowcy: prof. Kazimierz Roguski i dr Stanisław Lipiński. W roku 1954 wyhodowano pierwsze odmiany ziemniaków z Wyszeborza, wśród których był także ziemniak wyszoborski. Przez kilkanaście lat królował on na polskich stołach. Był bardzo smaczny, znakomicie plonował, a przy tym miał bardzo małe wymagania co do uprawy. W początkowych latach był odporny na wiele chorób. Uprawiany na terenie całego kraju szybko zyskał miano odmiany uniwersalnej. Był znakomity do konsumpcji, doskonale nadawał się także na paszę dla zwierząt i był również niezastąpiony w produkcji skrobi. Dzięki dużej zawartości skrobi, ziemniak wyszoborski, jako pierwsza polska odmiana, był eksportowany do wielu krajów pod nazwą eksportową WIS (w żargonie polskich hodowców zwany „wiza”). Produkcja ziemniaka wyszoborskiego, zaliczanego do superelity, odmiany późnej, utrzymywała się przez 25 lat do roku 1976. W Rejestrze Odmian Oryginalnych ziemniak wyszoborski figurował przez 23 lata do roku 1978, kiedy to na skutek ekspansji nowszych odmian został z niego skreślony. Ponowny powrót ziemniaka wyszoborskiego nastąpił w roku 2005, czyli w 50. rocznicę jego wyhodowania. Inicjatorem i zarazem beneficjentem dwóch projektów na odnowienie „Wyszoborskiego” było Krajowe Stowarzyszenie Kobiet Wiejskich Koło w Wyszeborzu. Ziemniaki tej odmiany sadzi się do odpowiednio przygotowanej gleby, najlepiej po wiosennych przymrozkach. Zbiór ziemniaków odbywa się w trzeciej dekadzie września do drugiej dekady października. Wyszoborski powrócił nie tylko na pola Wyszeborza, ale jest też często prezentowany na targach, kiermaszach, festynach, jarmarkach, podczas których królują potrawy z niego przygotowane m.in. placki ziemniaczane, pierogi, sałatki, chleb wyszoborski z ziemniakami, sernik ziemniaczany, ziemniaki faszerowane szpinakiem i boczkiem oraz wiele, wiele innych.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 28 marca 2014 roku.

 

Choszczeńska strucla z makiem

Przepis na struclę z makiem do zachodniopomorskiego przywieźli ze sobą, pod koniec lat 40-tych XX wieku, osiedleńcy z Polski wschodniej: „(…) wypiekała ją jej babcia od strony ojca – (…) już w jego dzieciństwie, tj. w latach 30. XX w. (….) Struclę pieczono w rodzinnym domu ojca zawsze na święta i inne rodzinne uroczystości i wg jej słów była jego ulubionym ciastem” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Choszczna). Receptura i smak ciasta znany był najpierw mieszkańcom w okolicach Wrzosowa i Bań, by w latach 70-tych na stałe zagościć w Choszcznie i okolicy: „Jak ja pamiętam to około roku 1970 to zaczęli budować tę nową piekarnię i do 1973 roku zaczęło się pojawiać więcej ciast: już zawsze była strucla” (Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Choszczna). W ciągu kilkudziesięciu lat przygotowywania strucli nie wprowadzano zmian w recepturze, a co ciekawe, do wyrobu masy makowej zawsze stosuje się wyłącznie miód od choszczeńskich pszczelarzy. „Pierwszym etapem przygotowania ciasta jest połączenie w misce ciepłych drożdży z cukrem, jajami i mlekiem. Do tak przygotowanej masy dodawana jest mąka i rozgrzana margaryna. Wyrobione ciasto odstawia się do wyrośnięcia. Ciasto dzieli się na porcje i rozwałkowuje na prostokąty, na które wykłada się uprzednio przygotowaną masę makową. Następnie należy prostokąty z masą makową zrolować. Tak uformowaną w podłużny wałek struclę szczelnie zawija się w papier i wkłada do pieca o temperaturze 180 OC. Wypiek trwa ok. 45 minut. Po wyjęciu z pieca przestudzone ciasto odwija się z papieru i wykańcza dekorując lukrem i bakaliami” ( Wywiad etnograficzny przeprowadzony z mieszkańcami Choszczna). Na terenie Pomorza Zachodniego wyrób produktu ma miejsce od ponad 50 lat, w tym od 40 lat w samym Choszcznie. Tajniki wytwarzania tego pysznego ciasta drożdżowego poznaje i stosuje już kolejne - trzecie pokolenie zamieszkujące województwo zachodniopomorskie. Choszczeńska strucla z makiem znana jest nie tylko mieszkańcom gminy Choszczno, którzy mają okazję smakować ją szczególnie podczas Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, ale także turystom odwiedzającym lokalne i zagraniczne wystawy i festyny.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 29 kwietnia 2014 roku.

 

Pasztet z gęsi

Już na początku XIX wieku hodowla gęsi i ich przetwarzanie ogrywały jedną ze znaczących ról w odżywianiu mieszkańców Pomorza. Rozmaite przetwory z gęsi były ulubioną potrawą zarówno mieszkańców wsi, jak i mieszczuchów. Na wsiach pomorskich hodowano bardzo dużo drobiu: kur, kaczek oraz gęsi, czemu sprzyjały licznie występujące na tych terenach stawy i jeziora. „Najwięcej jednak uwagi poświęcano hodowli gęsi. … Hodowlę gęsi z poprzedniego roku kończyło wielkie bicie gęsi tuczonych na Boże Narodzenie, a rozpoczynano nową hodowlę od pierwszego stycznia nowego roku” (Kultura na Pomorzu w XIX wieku). Pomimo różnych zawirowań historycznych i zmiany właścicieli tych ziem tradycja hodowli gęsi i wyrobu z nich pasztetu kontynuowana jest na tych terenach również współcześnie. Samą recepturę na ten produkt przywieźli ze sobą i przez wiele lat pielęgnowali dawni mieszkańcy Kaszub. Prawie 70 lat temu, w roku 1947 w Szczecinie, nad jedną z odnóg delty Odry-Cegielinką osiedliła się rodzina przybyła ze wsi Kobyle. Hodowla gęsi i nabyta w rodzinnym domu umiejętność przetwarzania na różne specjały mięsa gęsiego, pielęgnowana była przez tę rodzinę także w nowym miejscu zamieszkania. Wiosną, miejscowa ludność zaopatrywała się w młode gęsi na targach, które funkcjonowały w każdym prawie mieście.: „Tradycję ich hodowli, a także produkcję wyrobów kulinarnych z gęsiny matka znała ze swojego domu rodzinnego we wsi Kobyle na Kaszubach. Jak wspomina inf. US w jej rodzinnym domu w Szczecinie zawsze trzymano parę sztuk gęsi, kupowanych najczęściej wiosną jako młode ptaki na targu w Maszewie, pow. Goleniów. Przeznaczano je najczęściej na pasztet. Inf. US od lat 70. XX w. , gdy zaczęła prowadzić własne gospodarstwo domowe, także w tym celu hodowała gęsi” (wywiad etnograficzny). Obecnie, starsi mieszkańcy województwa zachodniopomorskiego rzadziej wyrabiają już ten produkt, przekazując tradycję jego wytwarzania młodszemu pokoleniu. Współczesny przepis na Pasztet z gęsi przedstawia się następująco: „Po sprawieniu i oddzieleniu od korpusów szyj gotuje się gęsi w garnku, dodając do wody włoszczyznę. Osobno gotowana jest wątróbka. Na wysmarowanej tłuszczem blasze piecze się boczek wieprzowy. Cebulę się podsmaża. Całe mięso mieli się z cebulą i suszonymi grzybami.  Dodaje się jajka, namoczoną bułkę pszenną i przyprawy. Masę dokładnie wyrabia. Masę przekłada się na blaszki, posypując majerankiem. Pasztet z gęsi zapieka w piekarniku elektrycznym z termoobiegiem w 150-170ºC przez około 40-50 minut”.

Produkt wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych 17 czerwca 2014 roku.

 

Źródło: Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi

Portale regionalne
mapa
 
logo Unia Europejska
Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich:
Europa inwestująca w obszary wiejskie
logo PROW
logo FAPA    logo CDR
Mapa serwisu    |    copyright KSOW 2009